sobota, 30 stycznia 2016

Zorion znaczy szczęście

Długo nosiłam się z napisaniem czegokolwiek.
Pojawiało się dużo wydarzeń którym chciałam poświęcić posta. Jednak o jedynym temacie, który powinnam poruszyć, nie wiedziałam jak napisać.

Wygląda jednak, że z czasem nie stanie się to wcale łatwiejsze, więc trzeba to po prostu napisać.

Zorion nie żyje.
Zmarł nagle, niespodziewanie. Wyszedł na wieczorne siku, przewrócił się i umarł. Okazało się, że miał chore serce.
Spędziliśmy razem tylko dwa lata. Zważając na jego stan, żył bardzo długo. Zawsze kipiał energią, zawsze był gotowy do działania, nigdy nie dał po sobie poznać choroby.
Co przeszliśmy po jego odejściu jesteście sobie pewnie w stanie wyobrazić, ale nie o tym chciałabym napisać.





 Długo wybierałam imię dla mojego wymarzonego, wyczekanego psa. Miało być na "Z", co wcale nie ułatwiało mi sprawy. W końcu zdecydowałam się na "Zorion", co znaczy "szczęście".
Nie mogłam wybrać lepiej.






 Gdybym miała podjąć decyzję o wybraniu Zoriona jeszcze raz, wiedząc, że nasza przygoda skończy się o wiele za szybko i w ogromnym smutku, nie wahała bym się ani chwili.

Ponieważ oprócz smutku po Zorionie zostało mi tyle wspaniałych wspomnień, tyle ciepłych emocji, wspólnie przeżytych chwil - tych zabawnych i pełnych grozy, że można by nimi obdzielić kilka psich żyć.




Zorion był dla mnie przede wszystkim szczęściem. Moim niepozbawionym wad ale wspaniałym w każdym calu psem.









wtorek, 29 września 2015

Nieogarnięte filmiki dla niecierpliwych

Dla wszystkich łaknących informacji o Brylancie i reszcie kompanii mam dwie wiadomości.
Jak to zwykle bywa, dobrą i złą.

Zła jest taka, że choć na dziś miałam zaplanowane intensywne robienie zdjęć, nie zrobiłam ani jednego. Gdyż ganiałam za uciekinierem Tadeuszem i jego marylkowym haremem.

Dobra jest taka, że w międzyczasie ganiania udało mi się kilka razy wyciągnąć telefon i porobić jakiekolwiek filmiki. Z naciskiem na jakiekolwiek, gdyż ich jakość nie powala. Że nie wspomnę o mojej nieogarniętej narracji.

No, ale z braku pięknych, sielankowych dopracowanych zdjęć, oto filmiki:
(prosto z telefonu, edycji brak, gdyż czasu brak)










środa, 9 września 2015

Dużo kartonów, pracy, ceramiki, słoików i jeden koń

Dużo kartonów poprzedzone zostało etapem Dużo Remontu. Wyglądało to tak:






Po mordędze przeprowadzki dotarliśmy szczęśliwie do uciech wiejskiego życia. Sielanka została nieco zakłócona przez wspomniane wcześniej kartony, które złośliwie zalegają w malowniczych stertach, piramidach, wieżach i innych cudach architektonicznych.
Z tego powodu nie zademonstruję uroczych, wiejskich wnętrz. Może następnym razem. Przyczyną nierozpakowanych kartonów jest zaś...
Dużo pracy.
Dużo, ale przyjemnej. Zostałam zaproszona do współpracy z Żelaznym Tyglem Walońskim. Piastuję tam funkcję garncarza, zwiedzający turyści mogą popatrzeć jak dawniej powstawała ceramika, oraz posłuchać moich glinianych opowieści. 
Chętnych na więcej zdjęć zapraszam do Inkwizycji, która napisała właśnie o Tyglu. Post jeszcze ciepły.
Siedzenie w skansenie powoduje skutki uboczne w postaci
Dużo ceramiki.
Oto ułamek tego co ostatnio stworzyłam:














Zdjęcia ceramiki są własnością Tygla.

Wieczorami nadchodziła zaś pora na
Dużo słoików.
W tej kwestii jestem ledwie inkwizycyjnym przydupasem, co nie zmienia faktu, że słoiki to dosyć wieczorożerny temat. 



 Słoiki doczekają się jeszcze sesji zdjęciowej godnej ich urody. Nie omieszkamy opublikować jej wyników.

W całym tym rozgardiaszu musi znaleźć się miejsce na przygotowania do przyjazdu
Jednego konia.
Szacowny gość zawita do nas już niedługo, powiększając tym samym nasze kopytne stado. Gość znany już skądinąd blogosferze niedługo doczeka się nowej wzmianki, jak tylko zadomowi się w swoim nowym domu.
Trzymajcie kciuki!

czwartek, 18 czerwca 2015

Dla odmiany o ceramice

Dużo się u nas dzieje ostatnio na froncie wiejsko - zwierzęcym, a tu biedna ceramika też chciała by mieć swój moment atencji. 
Tak więc dzisiaj nawet nie zająknę się o innych sprawach, a będę jedynie pokazywać.

Owce rogate (a jakże), sportretowane w czasie drzemki po obżarstwie. Pewnie zeżarły jakiegoś pięknego, kwitnącego krzaka. A wyglądają tak niewinnie...






Kurka ogromna (jakieś 40cm od dzioba do ogona), tłusta i wystrojona.




W ramach oswajania tematu ślimaków popełniłam takiego. Wygląda całkiem uroczo, jak na ślimaka.
Może stać w ogrodzie.






Portret kurki. Był jeszcze owczy w tej samej stylistyce, ale nie zdążyłam zrobić zdjęcia zanim sprzedałam.




Kogut naścienny. Jakieś 30 długości.






Kurka nastołowa, pomarańczowa, średniej wielkości (ok 20 cm długości)




Także średniej wielkości kogut, coby zabawiał całe to kurze towarzystwo.
Jest jedynym kogutem na chyba 6 kur które zrobiłam, stąd ta poważna mina.





Są kury, jest kogut, a więc są i kurczęta.




A teraz coś z zupełnie innej beczki. Kamieniczki do powieszenia na ścianę. wysokie na ok 40-45 cm.
Niebieska inspirowana kamieniczką z Wrocławia, różowa zaś z Jeleniej Góry.






A już niedługo post o chatce gliniance i finalnej przeprowadzce do Rębiszowa.

Dziękuję za uwagę.


Autorem bloga jest Ada Komorek, pseudonim Thrima.
Cała treść bloga jest chroniona prawem autorskim. Pełne prawa do tekstów ma autor bloga i zabrania się kopiowania oraz rozpowszechniania bez podawania źródła i wykorzystywania w celach komercyjnych.
Jeśli chcesz wykorzystać jakieś treści zamieszczone na blogu daj mi o tym znać, na pewno się dogadamy.
Jeśli dowiem się o bezprawnym wykorzystywaniu moich treści, będę szczuć adwokatami i własną osobą bez litości.

niedziela, 7 czerwca 2015

Życie

Życie na wsi nieubłaganie zbliża do natury. Nie chodzi mi tu o sielankowe zbliżenie z wyboru, gdy zażywamy słońca, zapachu kwiatów i ziół, chodzimy boso po trawie i zjadamy porzeczki prosto z krzaka, by potem z naładowanymi akumulatorami wrócić do cywilizacji.Żadna książka, film, gazeta czy blog nie odda pełni wiejskich wrażeń. Decydując się na porzucenie miasta byłam daleka od sielskich  wyobrażeń, ale z perspektywy czasu mogę też powiedzieć, że moim wizualizacjom było daleko od trafności. Nawet jeśli uwzględniały błoto, końskie kupy i pomrowy pożerające wychuchane sadzonki cukinii.





Na wsi natura zagląda nam do okien przypominając nieustająco o swojej obecności. Na co dzień doświadczamy bliskości z ziemią siejąc, sadząc, zbierając. Z bliska, codziennie możemy podziwiać kiełkujące rośliny.Tylko by zimą patrzeć jak obumierają. Pięknie rosnąca sadzonka może nagle uschnąć, z powodu choroby lub ingerencji ślimaków.


Wykoty u Inkwizycji już się zakończyły. Chyba nic do tej pory tak dobitnie, brutalnie i bezpardonowo nie pokazało nam istoty mieszkania na wsi. Bliskiego obcowania z nowym życiem, ale i śmiercią.





Jedna z owiec zmarła przy porodzie, razem z jagniakiem. Interwencja weterynarza ciągnęła się do nocy, bez powodzenia.

Rano okazało się, że zniknęło jagnie, jedna z owieczek - bliźniaczek. Następnego ranka zniknęła druga.
Wszystko wskazywało na robotę lisa. Zaczęliśmy zamykać owce na noc w owczarni, dodatkowo wzmocnionej metalową siatką. Od zachodu do wschodu słońca owce owce z młodymi musiały być nieustannie pilnowane.
Lisa udało się złapać, owce są już bezpieczne.

Potem umarła Sorsha. Miała zwyrodnienie kręgosłupa i potrzebowała dużej ilości leków, by normalnie funkcjonować. Rokowania były ostrożne, ale stabilne, wszyscy myśleliśmy, że Sorsha będzie z nami jeszcze kilka lat. Prawdopodobnie dostała zakrzepu, który zatrzymał akcję serca.






I tak toczy nam się krąg życia. Czasem jest pięknie a czasem bardzo smutno.